niedziela, 20 listopada 2011

Grzane piwo

Zaczął się paskudny okres w roku. Podobno są osoby, które lubią słotę, mi się jednak coś nie chce w to wierzyć. W dzień taki jak dziś, gdy nie ma słońca, wieje zimny wiatr i mży prosto na okulary, przy życiu przez cały dzień utrzymuje mnie myśl o wieczornym grzańcu.


Na litr magicznego napoju (dwa parujące, półlitrowe kufelki) potrzebuję:

litr jasnego piwa (takiego, którego nie żal nam bezcześcić podgrzewaniem i przyprawianiem; najlepiej, żeby miało zdecydowany smak)
1 pomarańczę
3-4 łyżki miodu
2-3 łyżki soku malinowego
po ćwierć łyżeczki cynamonu i mielonego imbiru
kilka goździków
szczyptę gałki muszkatołowej

Wlewam piwo do garnka, dodaję miód, sok i przyprawy, dokładnie mieszam. Pomarańczę przekrawam na pół - z jednej połówki wyciskam sok i wlewam, drugą kroję na plasterki i wrzucam. Podgrzewam, nie dopuszczając do wrzenia.

Na zdjęciu obok grzańca ostatnia jak na razie część serii Georga R.R Martina. Myślę, że Ned Stark pochwaliłby moją progrzańcową postawę. W końcu "winter is coming".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz komentarz :)
Jeżeli nie masz konta na blogspot.com, wybierz "komentarz jako: Anonimowy".
Pamiętaj jednak jakoś się podpisać!