wtorek, 29 listopada 2011

Przygotowania do Gwiazdki

Przed świętami Bożego Narodzenia wszędzie roi się od pomocników Świętego Mikołaja. Jeden przywędrował do mnie. W końcu grudzień już za pasem. A że akurat moja maszyna do szycia była w pełnej gotowości....

Efekty współpracy wkrótce.

sobota, 26 listopada 2011

Bezchmurne niebo na drutach


Pierwsza próba dziergania na okrągłych drutach, bez zszywania. Wprawne oko zauważy zapewne od razu, jak popisowo spartaczyłam raglan. Do mistrzostwa to mi jeszcze daleko. A wszystko miałam tak ładnie rozpisane na karteczce... Trzeba było zacząć od poprawnego rozpisania. Mimo wszystko jednak jestem zadowolona, tunika dobrze leży i miękko się układa przy szyi. Z boku widać, jak spuszczałam i dodawałam potem oczka na wcięcie w talii - swetry na zasadzie prostych tub jednak mnie nie przekonują. To świetna metoda robienia na drutach, choć wymaga zmiany przyzwyczajeń. Niekiedy są to zmiany na plus - jest to bardziej wydajna taktyka. Na ten sweter poszło niecałe 300 g akrylu, zalegającego w koszu u mamy.

środa, 23 listopada 2011

Poduszka z ptasiorem

Gdy za oknem brakuje kolorów, trzeba otaczać się nimi w domu. Za uszycie kolorowych poduch na mą ciemną kanapę do mało słonecznego salonu zabierałam się już od jakiegoś czasu, ale ciągle coś mnie powstrzymywało. Zachęcił mnie odkryty u longredthread patent na poszewkę z Linkkoszuli, a sprawę popchnął fakt nabycia w lumpeksie męskiej koszuli w moim ulubionym ostatnio kolorze słonecznej zieleni.

Do zrobienia aplikacji idealnie nadały się skrawki wełny, otrzymanej od teściowej; świetnie się to naszywa. Powstała taka oto papuga.


Dziób to ona ma taki raczej drapieżny - ale w końcu wśród papug występują też padlinożercy. Bardzo podoba mi się oko - w roli konsultanta wystąpił mój niezastąpiony Muz, stwierdzając później, że taki wspaniały ptak zdecydowanie nie może żyć samotnie. Ciąg dalszy zatem nastąpi.

niedziela, 20 listopada 2011

Grzane piwo

Zaczął się paskudny okres w roku. Podobno są osoby, które lubią słotę, mi się jednak coś nie chce w to wierzyć. W dzień taki jak dziś, gdy nie ma słońca, wieje zimny wiatr i mży prosto na okulary, przy życiu przez cały dzień utrzymuje mnie myśl o wieczornym grzańcu.


Na litr magicznego napoju (dwa parujące, półlitrowe kufelki) potrzebuję:

litr jasnego piwa (takiego, którego nie żal nam bezcześcić podgrzewaniem i przyprawianiem; najlepiej, żeby miało zdecydowany smak)
1 pomarańczę
3-4 łyżki miodu
2-3 łyżki soku malinowego
po ćwierć łyżeczki cynamonu i mielonego imbiru
kilka goździków
szczyptę gałki muszkatołowej

Wlewam piwo do garnka, dodaję miód, sok i przyprawy, dokładnie mieszam. Pomarańczę przekrawam na pół - z jednej połówki wyciskam sok i wlewam, drugą kroję na plasterki i wrzucam. Podgrzewam, nie dopuszczając do wrzenia.

Na zdjęciu obok grzańca ostatnia jak na razie część serii Georga R.R Martina. Myślę, że Ned Stark pochwaliłby moją progrzańcową postawę. W końcu "winter is coming".

sobota, 19 listopada 2011

Torba na bolster i matę do jogi

Bolster to twarda poducha w kształcie wałka, wykorzystywana w jodze. Torbę na wymiar, taką, która pomieściłaby również matę do ćwiczeń, uszyłam w ramach zamówionego prezentu na dzisiejsze imieniny Elżbiety. Wszystko ładnie się mieści. Inspirowałam się torbą, jaką uszyła sobie inna joginka, również Elżbieta.

To właściwie worek z paskiem do noszenia na ramię, zamykany sznurowaniem.

Pozuje nowa właścicielka, autorka swetra z jeleniem. Biały sweterek pożyczyła siostra, słusznie sugerując, że "na białym lepiej widać".

środa, 16 listopada 2011

Imieninowe etui na komórkę

Z okazji imienin Stanisława powstało takie oto etui. Jest właściwie tylko dodatkiem do głównego prezentu; będąc w twórczym szale nie mogłam się powstrzymać od skombinowania kolejnego telefonowego gadżetu. Za chwilę zacznę haftować imiona na wszystkim, co się (nie) rusza.


Do zapięcia zamiast wstążki użyłam gumki i uważam to za świetne rozwiązanie, zwłaszcza, gdy nie jest się pewnym grubości telefonu, jaki będzie włożony w środek. Całkiem zadowolona jestem też z haftu. No i z uśmiechu solenizanta po otrzymaniu tego drobiazgu.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Miasteczko ze szkła

Dostałam dwie butelki. Puste. Właściwie to nie dostałam, tylko mi je pożyczono. Oddać musiałam pomalowane.
Swego czasu produkowałam takie szklane malowidełka w sporych ilościach, a największą popularnością cieszyło się miasto nocą, malowane jasną farbą na ciemnym szkle. Nowe butelki miały nawiązywać do tamtej "kolekcji". Postawiłam jednak na zimowy krajobraz i jego nie dosłowne odbicie. Podoba mi się zwłaszcza matowe, białe szkło, i to, jak wygląda na nim farba.

niedziela, 13 listopada 2011

Sweter z reniferem i jeleniem


Pozazdrościłam pewnej królowej reniferów i wyprosiłam u mamy, by zrobiła mi sweter z rogaczem. To ona uczyła mnie robić na drutach. Daleko mi do jej mistrzostwa we wrabianiu wzorów. Chciałam coś w klimacie "Przystanku Alaska", ale z norweskim wzorem. Wzory skaczących reniferów i śniegowych gwiazd wygrzebałam w czeluściach picasowych albumów, zalinkowanych u wspomnianej Zdzid, natomiast cudowne jelonkowe poroże na plecach zostało wydziergane według wzoru stworzonego samodzielnie i w pocie czoła przez mamę, na podstawie gotowego rysunku.

Najbardziej podoba mi się tył. Zrezygnowałyśmy z dorobienia zapięcia i paska. Sweter świetnie się nosi z paskiem na gumie. Polecam, fantastycznie się sprawdza, nie uwiera, nie gniecie, no i ma fajne zapięcie.
Teraz to już pozostaje tylko czekać na Gwiazdkę.


środa, 9 listopada 2011

Co gra w Scrabble ma wspólnego z szyciem?

Bardzo dużo. Dorobiliśmy się bowiem dwujęzycznego Scrabble. Gra to zacna i ubogacająca, wiadomo, ale jednym mnie rozczarowała. Otóż w zestawie znajdują się dwie paczuszki z literkami, ale tylko jeden woreczek do losowania. Skoro zrobienie drugiego było tak proste, nie można było się za to nie wziąć. Jednak co dwa woreczki na litery to nie jeden. Przy okazji sprawdziła się stara prawda, by nie wyrzucać resztek materiałów czy kawałków sznurka.

Jak na drobiazg robiony na szybcika, wyszło całkiem nieźle. Napis na woreczku ma rzecz jasna sugerować zawartość. A napis z literek zawiera taktyczną skuchę, kto zauważy?

niedziela, 6 listopada 2011

Najfajniejsze w robieniu na drutach...

... a raczej jedna z najfajniejszych rzeczy, bo zalet ta czynność ma tyle, to to, że uzyskujemy niskim kosztem ciekawy i niepowtarzalny najczęściej strój, a zaoszczędzone dzięki temu środki możemy przeznaczyć na dodatki do dzianin własnej roboty. Oczywiście to rzecz względna, o czym przekonuję się zawsze, gdy przeglądam oferty internetowych sklepów z włóczką - zakup porządnej wełny, barwionej w nieziemskie kolory, wyprodukowanej w technologii gwarantującej trwałość, to niezły wydatek.

Ten sweterek, jeden z moich ulubionych, powstał z niecałych 4 motków pospolitego akrylu.


Miał być zwykłą narzutką, bez żadnych wykończeń, lekko tylko dopasowaną w talii. Efekt uważam za bardzo udany. Świetnie nosi się z klamrą ze sklepu fastryga.pl. Polecam takie rozwiązania, jeśli chcemy uniknąć mocowanych na stałe guzików czy pasków. Lubię przypinać mu też filcowego konika, którego niektórzy biorą za słonia. Ciekawe dlaczego.


A tak przy okazji to piękną mamy jesień w tym roku.


wtorek, 1 listopada 2011

Komin na drutach, czyli czym ogrzać loki

Co roku z nastaniem chłodów jak bumerang wraca pytanie: "Co na głowę?" Najlepsza jest czapka, wiadomo, ale nie w sytuacji, gdy próżność nie pozwala przejść obojętnie obok fryzury zniekształcanej bezlitośnie przez ciepłe nakrycia głowy. Po naradzie z siostrą, którą natura jeszcze hojniej obdarzyła niż mnie, postanowiłam zaryzykować i zrobić sobie komin.

Okazał się strzałem w dziesiątkę, w dodatku pasuje mi do płaszcza i mitenek. Zużyłam też w końcu wszystkie resztki akrylu w morskim odcieniu. Jak dotąd sprawdza się świetnie, otula tylko wtedy, gdy tego trzeba, nieźle wygląda też w stanie "spoczynku". No i nie czochra układanych pieczołowicie co rano loczków!