Odpowiedź mogła być tylko jedna.
Dynia istniała dotąd w mojej świadomości w postaci lampionu na Halloween, kojarzonego z Burtonem i lekcjami angielskiego z podstawówki, oraz w postaci korbola, jak nazywała to warzywo moja babcia, i z jej bratem, który je hodował i przyjeżdżał do nas na rowerze. Wreszcie zawitała na moim stole. Nie spodziewałam się nawet, że daje tyle frajdy.
Powstała z niej pyszna zupa-krem.
Przepis wygrzebałam na serwisie papilot.pl.
Na niewielką ilość, jaką zrobiliśmy (4 miseczki) potrzebne były:
ok. 0,5 kg miąższu z dyni
1 por (biała część)
0,5 l bulionu
0,5 łyżeczki zmielonego imbiru
ząbek czosnku
sól
pieprz
po łyżce naturalnego jogurtu do przybrania
Por został pokrojony na plasterki i podsmażony z czosnkiem, przyprawiony imbirem. Po dodaniu dyni (posiekanej) został zalany bulionem i ugotowany. Wszystko zostało zmiksowane i przyprawione solą i pieprzem. Na wierzch każdej porcji położyłam łyżkę jogurtu. Zupa wyszła pyszna, delikatna, ale o zdecydowanym smaku.
A na deser - ciasteczka korzenne z dynią i czekoladą, według przepisu z Dwóch chochelek. Polecam z całego serca. Nie mogę się od nich oderwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli pozostawisz komentarz :)
Jeżeli nie masz konta na blogspot.com, wybierz "komentarz jako: Anonimowy".
Pamiętaj jednak jakoś się podpisać!