środa, 28 grudnia 2011

Czekoladowy opatulacz

Marzył mi się dopasowany, ale luźny i wygodny sweter, taki, którym można się owinąć i ogrzać, ale który byłby na tyle ładny, by można się w nim było pokazać również poza domem. Dodatkowym wyzwaniem było założenie, że ma być robiony bez szwów. I udało się! Bezwstydnie stwierdzam, że swetry chyba zaczynają mi w końcu wychodzić. Radość wywołuje aż machanie łapkami.


Poszły na niego niecałe 4 motki "Czterdziestki", na drutach nr 5. Jest idealnie miękki i cudnie otula, a dodatek wełny sprawia, że fajnie grzeje.


Nie ma żadnych zapięć, ściągaczy ani innych wykończeń. Podobają mi się te szerokie "klapy" - żeby się dodatkowo opatulić, można je kopertowo założyć, podwijając jedną pod drugą, albo spiąć, na przykład takim szydełkowym kwiatkiem, który dostałam kawał czasu temu od niezwykle utalentowanej Ani.

3 komentarze:

  1. Śliczny! Sama bym taki chciała:) Wyglądasz jakbyś chciała odlecieć z radości:D No i gratulacje z osiągnięcia wyższego poziomu zadowolenia z lepszego robótkowania:) Ja mam postanowienie na nowy rok: nauczyć się dziergać:) (proszę o kciuki!) Może kiedyś też sobie takie cudo czekoladowe sprawię:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam wszystkich mistrzów i mistrzynie dziergania na drutach :) Ja nawet szalika nie umiem zrobić na nich! ;]

    Otulacz bardzo fajny i elegancki!

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz komentarz :)
Jeżeli nie masz konta na blogspot.com, wybierz "komentarz jako: Anonimowy".
Pamiętaj jednak jakoś się podpisać!