Co roku z nastaniem chłodów jak bumerang wraca pytanie: "Co na głowę?" Najlepsza jest czapka, wiadomo, ale nie w sytuacji, gdy próżność nie pozwala przejść obojętnie obok fryzury zniekształcanej bezlitośnie przez ciepłe nakrycia głowy. Po naradzie z siostrą, którą natura jeszcze hojniej obdarzyła niż mnie, postanowiłam zaryzykować i zrobić sobie komin.
Okazał się strzałem w dziesiątkę, w dodatku pasuje mi do płaszcza i mitenek. Zużyłam też w końcu wszystkie resztki akrylu w morskim odcieniu. Jak dotąd sprawdza się świetnie, otula tylko wtedy, gdy tego trzeba, nieźle wygląda też w stanie "spoczynku". No i nie czochra układanych pieczołowicie co rano loczków!
przecudowny kolor!
OdpowiedzUsuń